Na święta uciekłam z miasta w bajkowo białe, ośnieżone Tatry. Z przyjacielem dotarliśmy do Murowańca, gdzie akurat byli już moi znajomi z Warszawy. Zastanawialiśmy się, co robić i dokąd iść w kolejne dni, ale natura zdecydowała za nas. Padający śnieg i zagrożenie lawinowe uniemożliwiły przejście przez góry do Pięciu Stawów czy gdziekolwiek indziej. Ograniczyliśmy się więc do spacerów nad Czarny Staw Gąsienicowy i zakończonej szybko próby wejścia na Karb pod Kościelcem. Nie dało się też dojść nad Zielony Staw Gąsienicowy, bo przedzieranie się przez zaspy śniegu, chociaż zabawne, sprawiło, że bardzo zmarzłam.