Zbiegi okoliczności i życiowe zakręty sprawiły, że znalazłam się w Nepalu. Nieprzypadkowo. Kocham góry, jaki więc mógł być lepszy cel na 3-miesięczny wyjazd!

I właśnie trekking w Himalajach miał być początkiem mojej przygody z tym krajem. Jeszcze w samolocie spotkałam osobę, która towarzyszyła mi w tej niesamowitej wędrówce, z którą dzieliłam radość, zmęczenie i opowieści o wszystkim. Szybko opuściliśmy głośne i pełne zgiełku Katmandu i ruszyliśmy w rejon Annapurny, idealny na pierwsze spotkanie z najwyższymi górami.

Do Jomsom jedzie się 10 godzin na skraju urwiska.

Jeszcze krążyła w krwi adrenalina po dziesięciogodzinnej podróży wertepami, przy krawędzi stromo opadającego zbocza, gdy dotarliśmy do Jomsom, niewielkiej miejscowości, z której następnego dnia ruszyliśmy. Jednak żeby zapewnić sobie pomyślność i oczyścić karmę najpierw poszliśmy do miejscowego klasztoru, żeby zakręcić modlitewnymi młynkami.

Dzieci bawiące się w Jomsom

O kolejnych dniach mogłabym napisać wiele, o pięknie gór, o ich niesamowitej potędze. O tym, jak wzruszenie i zmęczenie wyciskały z oczu łzy. Ale nie wiem, czy udałoby mi się ubrać to wszystko w odpowiednie słowa. To uczucie, które trzeba przeżyć samemu.

Trasa jest częścią Annapurna Circuit, drogi okalającej kilka ośmiotysięczników. Jednak w odróżnieniu od serca tego rejonu – krainy śniegu i lodowców, do której dotrę dwa miesiące później – tutaj krajobraz przypominał górską pustynię. Albo Księżyc.

This slideshow requires JavaScript.

To wrota do Tybetu i atmosferę tego czuć nie tylko w widokach, ale także w mijanych wioskach. Częściej niż „namaste” słychać tu „tashi delek”, tradycyjne powitanie tybetańskie. Kagbeni, w którym spędzamy kolejną noc, przenosi nas w czasy odległej przeszłości. Tutaj kupuję wisiorek z węzłem nieskończoności, ma mi przynosić szczęście.

W Kagbeni czas zatrzymał się setki lat temu.

Kolejnego dnia docieramy do Muktinath. Tamtejsza świątynia to, według wierzeń buddyjskich i hinduistycznych, jedyne miejsce na Ziemi, w którym łączy się 5 elementów: ogień, woda, ziemia, niebo i powietrze.

Świątynia w Muktinath

Posąd Buddy na terenie świątyni

W Muktinath powietrze jest rzadkie. Budzę się w nocy i czuję, że oddycham, klatka piersiowa się unosi, ale mam wrażenie, że to nie działa, a każda dodatkowa bluza, którą założyłam po to, by było cieplej, przygniata płuca. W końcu uspokajam się i zasypiam. Ale na tej wysokości w głowie dzieją się szalone rzeczy. Nie tylko mam setki snów, ale każdy z nich jest co najmniej dziwny.

Opatuleni w zimowe ubrania trzeciego dnia zataczamy pętlę i wracamy do Jomsom. Szybki marsz rozgrzewa, jednak dopiero gdy promienie słońca zaczynają prześwitywać znad szczytów, robi się przyjemnie ciepło. Grudzień okazał się idealny na tę wędrówkę. Większość turystów już opuściła Nepal, kolejni zaczną przyjeżdżać w marcu. Trzeba oczywiście przygotować się na już mroźne noce, ale spokój na trasie zdecydowanie to wynagradza.

Często przekracza się rzeki po wiszących, stalowych mostach.

Przez kolejne trzy dni obniżamy wysokość. Przyroda z nas żartuje, przejście korytem rzeki okazuje się niemożliwe, bo ta po porze monsunowej meandruje inaczej niż rok wcześniej, brakuje nawet tymczasowych mostów.

Kiedy obniżamy wysokość, krajobraz się zmienia, pojawia się coraz więcej drzew.

Trawersujemy więc zboczem, mijając malutkie osady, zadziwieni, ale i zachwyceni tym, że ktoś tam wciąż mieszka, opuszczamy księżycowy krajobraz i wchodzimy w teren przypominający nasze lasy, robi się cieplej – dochodzi nas zapach mandarynek z pobliskich sadów i wiemy, że czas na przystanek. Już dawno nic nie smakowało tak dobrze, jak świeżo wyciśnięty sok z tych owoców po dużym wysiłku.

Pod koniec trasy jest bardzo gorąco, sok z mandarynek świetnie gasi pragnienie.

Szóstego dnia docieramy do Tatopani, gdzie kończymy naszą wędrówkę. W pokoju przybijamy piątkę, zmęczeni i bardzo szczęśliwi, jemy tradycyjne danie z ryżu i curry – dhal bhat i każde z nas zatapia się w myślach. Himalaje to magiczne miejsce, ale przede mną jeszcze sporo przeżyć w Nepalu.

GRUDZIEŃ 2016

Koło świątyni stoi pełno wieżyczek z kamieni, układane są na szczęście.

Leave a comment

%d bloggers like this: