Jeśli będziecie akurat w Bieszczadach albo z innego powodu znajdziecie się w południowo-wschodniej Polsce, koniecznie zarezerwujcie kilka godzin na wizytę w muzeum w Sanoku. Ja myślałam o tym od dawna i wypad w góry był idealną okazją, żeby się tam zatrzymać.
Jeśli macie sporo wolnego czasu i to szczęście, że traficie na ładną pogodę, na pewno miło będzie zwiedzić to miasteczko i podziwiać bieszczadzką panoramę. Jeśli jednak jest zimno i pochmurno, a znaleźliście się tam jedynie w drodze powrotnej do domu, to jest jedno miejsce, do którego trzeba iść – Zamek Królewski, w którym mieści się siedziba Muzeum Historycznego.
I faktycznie, podziemia goszczą kolekcję uzbrojenia czy wystawę opisujące historię 2. Pułku Strzelców Podhalańskich. Ja jednak miałam inny cel – zbiór ikon oraz galerię Zdzisława Beksińskiego.
Jeden z największych zbiorów ikon w Polsce
Zbiory sztuki cerkiewnej znajdują się na parterze i pierwszym piętrze. Poukładane chronologicznie pokazują cechy typowe dla danego okresu, ale i zmiany oraz wpływy, jakim poddawane było tradycyjne ikonopisarstwo. W tych wcześniejszych – z XV-XVII w. widać niezwykłą precyzję. Brakuje na nich podpisów, ponieważ wykonywane były w imię wyższej idei. Miały być narzędziem kontaktu ze strefą boską, i pracowali nad nimi wykształceni, ale i pobożni ludzie.
Wiek XVIII i degradacja stylu
Zdecydowaną różnicę widać w pracach na wyższym piętrze, które pochodzą już z wieku XVIII i XIX. Niektóre twarze wyglądają wręcz karykaturalnie. Stało się tak na skutek wpływów zachodnich, ale również dlatego, że za malowanie ikon zabrały się osoby niekoniecznie znające się na tej sztuce, ale szukające zarobku. Stąd zamiast rozwoju techniki – zdecydowana jej degradacja. Coraz częściej pojawiają się też podpisy twórców, które miały ich rozsławić.
Pantokrator i Hodegetria
Ze ścian będą na was wielokrotnie patrzeć pewne postaci. Jedną z nich jest Jezus Pantokrator, czyli Wszechwładca. W zależności od wariantu będzie siedział na tronie, stał w pełnej postaci lub pokazany będzie jedynie w półpostaci. Zawsze jednak jest zwrócony frontalnie, z majestatycznym wyrazem twarzy. Prawą dłoń ma uniesioną w geście błogosławieństwa, w lewej trzyma księgę Ewangelii.
Inna to jedno z wyobrażeń Matki Boskiej – Hodegetria. Nigdy nie spotkałam się z tą nazwą, więc ciekawie było przeczytać o charakterystycznych dla niej cechach. Ukazywana w pół- bądź pełnej postaci, zwrócona frontalnie. Na kolanach trzyma swojego syna – Jezusa Emanuela, na którego wskazuje prawą ręką. Brakuje tu jednak wyrazu matczynej miłości czy troski, jej twarz jest poważna. Lewą ręką przytrzymuje dziecko o twarzy dojrzałego człowieka – to właśnie ikonograficzny typ Chrystusa. Podobnie jak Wszechwładca, prawą rękę najczęściej unosi w geście błogosławieństwa, w lewej trzyma zwój (w późniejszych okresach bywało to również inne przedmioty).
Dla mnie wizyta na parterze była magiczna, późniejsze dzieła stanowiły już raczej ciekawostkę. I chociaż nie jestem szczególną wielbicielką sztuki sakralnej, to mimo wszystko wystawa zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Tym bardziej że parę miesięcy wcześniej poznałam Martę z Jasielskiej Pracowni Ikon, która w swojej twórczości łączy tradycyjną formę ikon malowanych na drewnie, z jej kolorami i detalami, z bardziej współczesnym przesłaniem.
Więcej szczegółów znajdziecie na stronie Muzeum.
Wejść w świat Beksińskiego
Część sacrum miałam za sobą, schodami na kolejne piętro poszłam na spotkanie z profanum. Nie bez powodu zresztą ta największa galeria dzieł Beksińskiego znajduje się na sanockim Zamku – to właśnie z Sanoka artysta pochodził.
Pracownia z warszawskiego Służewa
Niewielka sala z najstarszymi dziełami to wstęp przed wejściem do jego „pracowni”. Białe meble, kasety, biurko ubrudzone farbami, a za oknem widok na bloki warszawskiego Służewa, można cofnąć się w wyobraźni te kilkadziesiąt lat.
Na ekranie zapętlony film z fragmentami wywiadu. Swoją drogą bardzo ciekawy i warto spędzić kilkanaście minut, próbując wejść w głowę Beksińskiego, wyobrazić sobie, jaki był, jak myślał. Może nie do każdego przemawia jego twórczość, na pewno wywołuje niepokój, ale jest w jego dziełach coś fascynującego. Mnie niesamowite wydaje się to, że tworzył coś tak swojego, innego, kontrowersyjnego, co nie wpisywało się w ówczesne trendy, i to w czasach smutnej i raczej ograniczającej rzeczywistości PRL-u.
Artysta wszechstronny
W kolejnej sali znajdują się szafy z szufladami skrywającymi jego rysunki czy prace tworzone przy użyciu technik fotograficznych. Jeśli w tym momencie poczujecie niedosyt, że jak to – już koniec, to nie martwcie się. Schodami w dół dojdziecie do kolejnej części, już z najbardziej spektakularnymi obrazami. Czy te o żywych kolorach, czy – co częściej – raczej ponure, na pewno każdy z nich hipnotyzuje.
Dodatkowo w wąskich korytarzach po drugiej stronie klatki schodowej wiszą mniejsze prace powstałe za pomocą technik komputerowych. Te jednak – dla kontrastu – nie robią na mnie szczególnego wrażenia. Tematyka wciąż podobna, ale technika odbiera im duszę.
Więcej o Beksińskim i jego twórczości przeczytacie na stronie Muzeum.
A tymczasem niespodzianka! Już nawet nie trzeba jechać do Sanoka, ale lepiej jednak jechać. W każdym razie, jeśli w najbliższym czasie nie wybieracie się w tamte okolice, a bardzo chcielibyście obejrzeć zbiory Muzeum, to zajrzyjcie tutaj. Żeby dostać się na wyższe piętro, trzeba kliknąć na windę. Miłego zwiedzania!
LISTOPAD 2018