Luboń Wielki zimą – jak dojechać, który szlak jest łatwiejszy, a na którym trzeba będzie się trochę bardziej wysilić, jakie warunki panują w schronisku na szczycie? Już piszę!
Idealny pomysł na jeden dzień
Lubię duże miasta, ale ostatnio równie mocno lubię uciekać z nich na weekend. Kraków jest do tego idealnym miejscem. I kiedy myślałam, że łatwo będzie wyskoczyć na dzień czy dwa, to miałam rację. Czasem po tygodniu pracy takie odświeżenie głowy i poruszanie się jest tym, czego naprawdę potrzebuję.
Beskid Wyspowy jest blisko Krakowa, nawet nie trzeba zrywać się przed świtem, a i spora szansa, że tylko na trochę utkniemy w korkach na zakopiance.
Jak się dostać
Mój plan na ten dzień był taki: dojazd busem do Lubonia Małego, wejście niebieskim szlakiem na Luboń Wielki, zejście do Rabki Zdrój i powrót do Krakowa.
Busem: Najlepiej dojechać zwykłym busem (głównie firma Rab-Bus) i wysiąść na przystanku Naprawa / Mały Luboń, który znajduje się prawie pod szlakiem.
Samochodem: Można też dojechać samochodem i zostawić go na parkingu przy Karczmie pod Sosnami, przy zakopiance.
Szlak niebieski idący stąd na Luboń Wielki jest też bardzo łatwy, jego większa część to przyjemny spacer z bardziej stromym podejściem tuż przed szczytem.
Inną opcją jest dojazd do Rabki i wybranie się stamtąd którymś z trzech szlaków – zielonym, niebieskim albo żółtym. Przy czym zielony wydaje się najłatwiejszy, natomiast żółty zimą może okazać się sporym wyzwaniem. Mimo że wraca się w to samo miejsce, można sobie jednak urozmaicić spacer i wybrać jeden szlak na wejście, a na zejście inny. Jeszcze inną możliwością jest wejście szlakiem czerwonym od strony Mszany Dolnej i Glisnego, ale to też bardzo strome podejście.
Szlak niebieski z Małego Lubonia
Z przystanku Mały Luboń bądź parkingu samochodowego trzeba pójść ok 100 – 150 metrów dalej zakopianką. Bo tam w lewo pod górę odbija niewielka uliczka, później jeszcze przy domach skręt w prawo i już wchodzimy w las, pola i naturę. (Edit: tak wyglądała sytuacja kilka lat temu, kiedy pierwszy raz wybrałam się na ten szlak: przejście przez ulicę wymaga pewnej cierpliwości, bo w jedną i drugą stronę sznur samochodów. Jednak te jadące na południe poruszają się w ślimaczym tempie, trzeba więc wypatrzyć przerwę między samochodami na drugim pasie i szybko przejść.) Od czasu otwarcia nowej zakopianki ruch na tym odcinku starej drogi jest minimalny.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać – czy ostatnie deszczowe dni w Krakowie nie przyniosły przypadkiem opadów śniegu w górach, czy ktokolwiek tędy chodzi i szlak będzie choć trochę wydeptany, czy da się bez stuptutów czy rakiet śnieżnych? Dało się! Śniegu nie było dużo, a szlak przechodzony. Raki na wszelki wypadek miałam w plecaku i nie musiałam ich zakładać, ale w warunkach zimowych trzeba mieć jakieś minimum – kijki sprawdzą się idealnie jako podparcie, warto też mieć pod ręką nakładki antypoślizgowe.
Cała trasa na szczyt wiedzie grzbietem, mało tu podejść, więc nieszczególnie się człowiek namęczy. Mniej więcej w połowie trasy Polana Surówki, skąd przy dobrej pogodzie można popatrzeć na Tatry. Stąd widać też cel – Luboń Wielki, który na resztę trasy zniknie znowu z oczu zasłonięty drzewami.
Na polanie jest też kilka budynków – wspaniałe miejsce, być może pomyślicie, tak jak i ja pomyślałam. Ale co innego weekend w takim miejscu, a co innego codzienne życie. Później na szczycie dowiedziałam się, że faktycznie ktoś tam mieszka(ł). Jeszcze jakiś czas temu była tam prawie 100-letnia gospodyni, ale mój rozmówca zgadywał, że jeśli jeszcze żyje, to pewnie już opuściła to miejsce, i potwierdził moje podejrzenia – życie w takim miejscu to nie bajka, szczególnie dawniej, gdy śnieg przykrywał te góry grubą warstwą, nie można się było łatwo skomunikować, każda zima oznaczała poważne przygotowania i zapasy, żeby przetrwać.
Wejście z Rabki Zarytego
Wygodną alternatywą do „mojej” trasy jest oczywiście wejście z Rabki Zdrój – dobre rozwiązanie dla osób, które przyjeżdżają samochodem. Jak wspomniałam wcześniej, do wyboru są trzy szlaki. Zielony idzie z centrum miasta wzdłuż głównej ulicy, niebieski również z centrum, ale przechodzi przez okolice Królewskiej Góry – ja wydłużyłam sobie wędrówkę, wracając tą trasą i zahaczając o wieżę widokową. Trzeci wariant to szlak żółty, który zaczyna się jednak z innej strony i trzeba do niego podjechać / podejść do Rabki Zarytego.
Zielony jest najdłuższy, ale też najłagodniejszy. Niebieski i żółty mają podobną długość i czas przejścia, ale szlak żółty przechodzi przez gołoborza; po opadach, a tym bardziej jeśli wystąpiły po nich przymrozki, czy też gdy idziecie z małymi dziećmi, ten szlak nie jest polecany.
Luboń Wielki – na szczycie
Ostatni odcinek niebieskiego szlaku to wreszcie podejście. W międzyczasie przewiało chmury i szczyt wita mnie przepięknym kolorem nieba. Od północnej strony widok na Beskid Wyspowy: Szczebel, Lubogoszcz, Śnieżnicę i nieco dalej po prawej najwyższy szczyt tego pasma, czyli Mogielicę.
Schronisko na Luboniu Wielkim wygląda jak mała, bajkowa baszta. Na dole jest bar z paroma stołami, na górze jeden pokój z miejscami do spania i oknami wychodzącymi na cztery strony świata; obok nowsza bacówka, w której również można spać, łącznie 25 miejsc. Niezależnie od tego, czy zaglądacie tam na chwilę, czy zostajecie na noc, pamiętajcie, że warunki sanitarne są bardzo skromne. Toalety znajdują się na zewnątrz, jest prysznic, ale mogą występować problemy z dostępem do wody, warto więc mieć jej trochę większy zapas ze sobą (albo zrobić sobie dzień dziecka), szczególnie jeśli zostajecie na noc.
Oferta kulinarna jest dość skromna, więc na wszelki wypadek warto wziąć ze sobą coś do jedzenia, szczególnie jeśli ma się jakieś ograniczenia żywieniowe. Miejsce może być też niekoniecznie przyjazne osobom, które mają lekki sen. Ja wprawdzie nie spędziłam tam nocy, ale jedyna sala w starym budynku jest tuż nad salą barową, poza tym tak mówią recenzenci z portalu n.p.m.
Klimat psuje nieco wieża nadajnikowa, ale za to łatwo rozpoznać ten szczyt z daleka.
Zejście do Rabki
Jak w przypadku podejścia, również zejść można jednym z trzech wariantów. W zależności od tego, czy się śpieszymy albo czy chcemy mieć łagodny spacer. Dzień, w który ja się wybrałam, był ciepłym i słonecznym dniem zimowym. Słyszałam, że na szlaku niebieskim ludzie trochę się ślizgali i zjeżdżali ze śniegiem, za to na zielonym, już na dole, czekała na mnie droga błotna przechodząca wręcz w strumyk przez topniejące śniegi.
Warto więc popytać, sprawdzić, jakie są warunki i wtedy zdecydować. Mnie się nie śpieszyło i wolałam wybrać łagodniejszą, ale dłuższą trasę. Tak więc: start w Luboniu Małym, zejście szlakiem zielonym i przejście niebieskim od Zarytego przez Królewską Górę do centrum Rabki, gdzie można złapać autobus powrotny do Krakowa.
Informacje praktyczne:
- dojazd z Krakowa do Lubonia Małego albo do Rabki Zdrój – koszt ok. 14 zł, busy ruszają z Dworca Autobusowego przy PKP, ale zatrzymują się też w kilku innych miejscach w Krakowie; powrót najwygodniejszy z pętli w Rabce Zdrój. Wsiadanie na przystankach początkowych ma tę zaletę, że daje sporą gwarancję miejsca siedzącego.
- dojście szlakiem niebieskim z Lubonia Małego – ok. 2 godziny, zimą zajęło mi to 2,5 godz. (łącznie z przerwami na zdjęcia itp.)
- schronisko na Luboniu Wielkim – nocleg 30 zł
LUTY 2020