Chciałam jechać do pracy na Islandię, ale nagle pojawił się ten Nordkapp. Wysłałam zgłoszenie, półtora tygodnia później byłam na miejscu. Kiedy w połowie maja wychodziłam z plecakiem z domu, zaczynało się robić gorąco, a ja szłam na przystanek w butach trekkingowych za kostkę, żeby zaoszczędzić miejsca.
Przyjazd do pracy
Warszawa-Gdańsk-Oslo-Tromso-Alta-Honninsvåg. Całkiem wielka wyprawa, żeby się tam dostać, ale to w końcu jakieś 3000 km. Przed wyjściem z autobusu zakładam zimową kurtkę, dzień jest słoneczny, ale mroźny. Spotykam się z Martinem, który podwozi mnie do Laguny, na obrzeżach miasteczka. To będzie mój dom przez najbliższe trzy miesiące.
Za długa zima
Wszyscy mówią, że w tym roku zima ciągnie się niemożliwie. Jest druga połowa maja, a dookoła naszych domków mnóstwo śniegu. W ładny dzień okoliczne pagórki wyglądają pięknie, chociaż spacer nie jest szczególnie bezpieczny. Nie obowiązują szlaki i można chodzić, gdzie się chce, ale czasem nie wiadomo, co kryje się pod warstwą śniegu. Częściej jednak pogoda zatrzymuje w domu, zdarzają się śnieżyce, które uniemożliwiają nam dotarcie na Nordkapp. W czerwcu pogoda się poprawia, mamy średnio jeden ładny dzień na tydzień, ale kiedy w Polsce wszyscy cieszą się pierwszym dniem lata, na Północy mamy zaledwie 3 stopnie. Za to później pojawia się na chwilę nawet prawdziwe lato, można wyjść w krótkim rękawku i wygrzać się w słońcu. Czasami.
Temperatury znoszę dobrze, na początku jednak trudno mi się przyzwyczaić do dnia polarnego. Organizm nie dostaje naturalnego sygnału, że czas spać, idzie się do łóżka bardziej z rozsądku. Mam wrażenie, że produkuję za dużo adrenaliny, żeby się do tego przystosować, więc czasem cierpię na nadmiar energii i wydaje mi się, że oszaleję. Na szczęście to przechodzi, ale i tak łatwo zasiedzieć się do późnych godzin, mimo że rano trzeba wstawać. Zaletą jest to, że można wyjść w „góry” po pracy, wrócić o północy i można pozbyć się myśli „żeby tylko zdążyć, zanim zrobi się ciemno”. W bezchmurne noce zdarza nam się też siedzieć na naszym małym jeziorkiem, ubrani w ciepłe kurtki wystawiamy twarze prosto do słońca.
Flora i fauna
Na wyspie nie ma wielu zwierząt. Głównie słychać krzyk mew, parę razy udało mi się zobaczyć białego zająca, no i oczywiście niezmiennie cieszą renifery. Po drodze na Nordkapp widać małe stadka, czasami trzeba się zatrzymać, żeby mogły przejść przez drogę. Tylko zdjęcie im trudno zrobić; o ile nie boją się samochodów, tak na widok człowieka czym prędzej uciekają. W pewnym momencie jest ich jakby więcej i faktycznie, okazuje się, że przywożone są ze stałego lądu. Brzmi to trochę abstrakcyjnie, ale tak jest. Te renifery to zwierzęta hodowlane, chociaż mają przynajmniej tyle szczęścia, że chodzą wolno. Ich właściciele z wyspy Magerøya latem sprowadzają je bliżej siebie, z pewnością stanowi to też atrakcję turystyczną, ale na okres zimy zwierzęta muszą wrócić na stały ląd, gdzie warunki są trochę łagodniejsze. Co ciekawe, dawniej renifery 6-kilometrowy odcinek morza pokonywały wpław!
Co słychać w Honninsvåg?
Honninsvåg, obok którego mieszkam, to małe rybackie miasteczko. W sezonie coś się dzieje, codziennie przypływają statki przywożące turystów, niektóre nawet po 6 tysięcy naraz. Później wypełnione nimi autokary suną na oddalony o 30 km Nordkapp.
Za dużo się w mieście nie dzieje. Od tego roku jest kawiarnia! Są też 4 knajpy, ale ponoć należą do jednego właściciela, więc kiedy w jakiś weekend decyduje otworzyć tylko jedną z nich, nie ma dużego wyboru. Ja fanką lokalnych pubów nie jestem, ale pójście tam w sobotni wieczór było doświadczeniem, hm, ciekawym. Taka zbieranina lokalsów i pracowników sezonowych, a może i tych, którzy zostają na dłużej. Jest też sporo Azjatek, podejrzewam, że samotni Norwegowie wyruszają do Tajlandii, skąd przywożą sobie żony. Musi to być dla nich szok klimatyczno-kulturowy, ale na pewno daje szansę na pomoc rodzinie i lepsze życie. W każdym razie większość osób wygląda, jakby w tę parę weekendowych wieczorów chciała zapomnieć, gdzie jest, i dać upust swoim emocjom. Na szczęście o 2 wszystko się kończy, przepisy nakazują zamknięcie knajpy o tej godzinie, więcej alkoholu nie da się kupić. Czas do domu.
Jednym z bardziej charakterystycznym punktów w mieście jest biały kościół. Był jednym z dwóch budynków, które nie zostały spalone w czasie II wojny światowej. Niemcy, wycofując się z tych terenów, zastosowali taktykę spalonej ziemi, ocalały tylko kościół i kostnica. Mieszkańcy, ewakuowani na południe kraju, po zakończeniu wojny zaczęli wracać, ich oczom ukazały się jedynie zgliszcza. Władze chciały całe miasteczko przenieść na stały ląd, mieszkańcy jednak się nie zgodzili. Mieszkali w kościele, wypiekali tam chleb i gotowali, a w tym czasie odbudowywali Honninsvåg, dlatego do teraz budynek ten jest symbolem nadziei.
Pojawiają się noce
W drugiej połowie sierpnia zaczyna się robić ciemno. Nie na długo, ale wszyscy to zauważamy. Nawet latarnie przy ulicy się zapalają. Wtedy większość z nas wyjeżdża, sezon się skończył, jest znowu zimna i deszczowa jesień. Ale znajomi, którzy zostali dłużej, już na początku września przysyłają zdjęcia pięknej zorzy polarnej.
Nordkapp – czy taki wspaniały, jak go malują?
A co do samego Nordkappu… Nordkapp jest symbolem. Atrakcją turystyczną, chociaż właściwie najbardziej wysunięty na północ fragment wyspy znajduje się trochę na zachód. Nordkapp nie jest też najbardziej na północ położonym miejscem na europejskiej części stałego lądu ani Europy w ogóle. Ale jako punkt na wycieczkę zły nie jest, szczególnie jeśli przy okazji ma się możliwość zwiedzenia Norwegii. Jeśli się tu wybieracie, to myślcie raczej o całej podróży, a nie tylko o tym punkcie, bo może rozczarować. Widok, owszem, ładny – woda po horyzont, częściej jednak są chmury i deszcz i nie widać absolutnie nic.
Możecie za to rozbić namiot i mieć darmowy nocleg, gdziekolwiek w Norwegii. Przepisy mówią o zachowaniu minimum 200 m odległości od zabudowań, ale akurat na naszej wyspie różnie bywało, namioty zresztą nikomu nie przeszkadzały. W sklepie Rema 1000 można też kupić całkiem tanie jedzenie w puszkach i ogólnie nie wydać majątku na jedzenie, pod warunkiem, że ma się na czym gotować. Ja jadłam całkiem przyzwoicie i niedrogo. Da się. W przeciwnym razie na ciepłe posiłki w restauracji trzeba przygotować dużo złotówek.
A inną twarz Norwegii, na czarno-białych zdjęciach, pokazuję tutaj.
LATO 2017