Góry Opawskie, południowa część Opolszczyzny przy granicy z Czechami. Nie słyszeliście o nich wcześniej? Ja też nie. Dopiero przestudiowanie listy z Korony Gór Polski sprawiło, że poszukałam ich na mapie.
Biskupia Kopa – wariant najkrótszy
Wariantów tras jest sporo. Jeśli komuś zależy jedynie na wejściu na Biskupią Kopę, a do tego ma samochód, to całą wyprawę można zamknąć w 3 godziny. Wówczas wystarczy podjechać do Jarnołtówka i stamtąd czerwonym szlakiem udać się na szczyt. Po drodze, lub lepiej w drodze powrotnej, można zatrzymać się w schronisku. Ach, przepraszam – teoretycznie samochodem można podjechać wręcz pod samo schronisko, wygodną i wyremontowaną drogą.
Ponieważ wieża na szczycie zamyka się o 18, to właśnie w okolicach schroniska znalazłam dobre miejsce na podziwianie zachodu słońca.
Góry to czy pagórki?
Góry Opawskie nie należą do wysokich, nazwałabym je raczej pagórkami, ale kiedy w słoneczny dzień wyrastały tak wśród zielonych pól, wyglądały bardzo sielankowo.
Kiedy jednak wchodzi się już pod górę czy idzie grzbietem, ten miły klimat zanika. Zdecydowanie rzucają się w oczy puste połacie po wyciętych drzewach. W niektórych miejscach tworzyły smutny, wręcz apokaliptyczny obraz.
Upały i korniki, czyli dlaczego wycięto tak dużo drzew
Jak doczytałam, przyczyn takiej sytuacji jest parę. Już kilkadziesiąt lat temu kwaśne deszcze doprowadziły do zakwaszenia gleby i rozwoju pewnego rodzaju grzyba, który osłabia system korzeniowy świerków. Do tego ostatnie suche i upalne lata negatywnie wpłynęły na stan drzew, a jednocześnie stworzyły lepsze warunki do rozwoju korników. Na skutek tego w ciągu ostatnich kilku lat pod siekierę poszło ok. 200 000 świerków, a proces sadzenia i odnawiania się lasu trochę potrwa.
Oczywiście przyczyny można się też doszukiwać jeszcze wcześniej, gdy na przełomie XIX i XX wieku zaczęto wycinać naturalnie występujące tam i przystosowane do lokalnych warunków lasy liściaste, np. buki, dęby i klony, i zastępować je sadzonymi na potrzeby przemysłu papierniczego świerkami. Więcej szczegółów tutaj.
Nieco lepiej wyglądała sytuacja na terenie ścisłego rezerwatu Cicha Dolina, nazwa jest bardzo adekwatna, a i zieleni nie brakowało. Jednak na przykład w roku 2016 Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska wydała pozwolenie na wycinkę ponad 260 świerków nawet tam.
Szczyt Biskupiej Kopy wciąż porośnięty jest drzewami, podobnie w Lesie Parkowym, ale Srebrna Kopa wyglądała, jakby była ofiarą przejścia tornada, dookoła kikuty drzew, pieńki i połamane gałęzie.
Biskupia Kopa 889 m n.p.m.
Na najwyższy szczyt polskiej części Gór Opawskich najłatwiej dostać się z Jarnołtówka albo ze schroniska pod Biskupia Kopą. Ja akurat tam zostałam na noc, więc z samego rana po ok 20 minutach marszu, stanęłam na najwyższym szczycie polskiej części Gór Opawskich. A tam piękną biała wieża widokowa. Otwarta jednak w godzinach 9 – 18, tak więc nie załapałam się ani na zachód, ani na wschód słońca.
Z samego szczytu wiele nie widać, ponieważ ostały się tam drzewa.
Pan Mirek i jego schronisko
Tuż obok wieży powstaje schronisko. Wspomniał mi o nim chłopak, którego mijałam po drodze. I faktycznie, jest. Już w 2000 roku jego budowę rozpoczął Czech Mirek Petřik, kasztelan wieży. Robi to własnym sumptem i – jak mówi powieszony tam baner – bez dotacji, bez łapówek, za to z kłodami rzucanymi pod nogi. Zapewne dlatego pomimo prawie 20 nie powstały nawet wszystkie ściany. Tutaj trochę więcej o tym miejscu i konflikcie, który utrudnia dokończenie projektu.
Koło wieży kręcił się kot, zapewne pana Mirka, sam właściciel też był na miejscu, więc pomachałam mu na pożegnanie.
Pojechałam tylko na dwa dni, licząc dojazd i powrót, więc dopasowałam sobie odpowiednio trasę. Ale myślę, że ciekawie byłoby zwiedzić czeską stronę Gór Opawskich i przyległe tereny. Ponoć z miejscowości Karlova Studánka na Pradziada, znajdującego się w paśmie Wysokiego Jesienika, prowadzi piękna dolina o charakterze tatrzańskim. Polecił mi ją wspomniany wcześniej chłopak, a że zna okolice i po górach chodzi sporo, to pewnie wie, co mówi.
Moja trasa
Moja trasa wyglądała tak:
Zaczęłam od Lasu Parkowego (przez Przednią i Średnią Kopę) i bardzo szybko spotkała mnie niespodzianka. Droga tuż przed Przednią Kopą przecięta taśmą, przeszłam jednak dalej, żeby zobaczyć, co się dzieje. Okazało się, że na szczycie budowana jest wieża widokowa. Niestety brakuje jakiejkolwiek informacji o tym, jak i o obejściu budowy. Znalazłam jedna ścieżkę idącą częściowo trasami rowerowymi i dalej wzdłuż płotu, więc bez większych problemów udało mi się wrócić na czerwony szlak.
Moment zwątpienia przeżyłam też na Przełęczy 505 (piękna nazwa!), gdzie drogowskaz sugeruje słuszny kierunek, tylko ścieżki nie widać. Ale trzeba przejść przez krzaki i iść przed siebie którąkolwiek z wydeptanych dróżek, by po ok. 50 metrach dojść do szerokiej drogi.
Dalej przez Podlesie. Po drodze mija się Kamień Wisielczy, a o pochodzeniu nazwy informuje tabliczka. W wielu miejscach przydrożne krzaki jeżyny obsypane są owocami, jeszcze nie dojrzały. A zjadłabym od razu. Później kolejne wsie i niestety spora część trasy ciągnie się wzdłuż ulicy, ale minęło mnie tylko kilka samochodów. W końcu Jarnołtówek, a stąd pod górę do schroniska pod Biskupią Kopą.
Drugiego dnia ze schroniska, przez Biskupia Kopę, Srebrną Kopę, schronisko w Wieszczynie i Dębowiec doszłam do Prudnika. O 15 miałam autobus do Opola, a ze względu na ciężką noc i drobne pogubienie szlaku, musiałam skorzystać z wariantów skrócenia trasy. Zamiast więc iść cały czas czerwonym, z Przełęczy pod Górą Zamkową do Wieszczyny i z Dębowca do Prudnika przeszłam na szlak niebieski.
Jak się dostać w Góry Opawskie?
Pierwszego dnia rano dojechałam Flix-Busem do Nysy, a później PKS-em do Głuchołaz i stamtąd prawie prosto na szlak. Lubię małe miasteczka, więc zajrzałam najpierw na rynek. Wieża, ładne kamieniczki, kościół przy jednej z odnóg, a na środku czerwona lama. Oczywiście od razu przypomniał mi się kultowy fragment Familiady i „więcej niż jedno zwierzę to?”. Ale to pozostałość po gościnnej wizycie Festiwalu Filmowego Opolskie Lamy. Krótka fotoopowieść o tym miejscu tutaj.
Ciężka noc w schronisku
Dlaczego wspomniałam o ciężkiej nocy? Może kiedyś opiszę moje przemyślenia na temat schronisk górskich w osobnym poście, teraz napiszę tylko w skrócie, że do schroniska przyszła grupa kiboli. Nazwę ich tak umownie, tak wnioskuję po przyśpiewkach i zachowaniu. I to, co się tam działo, sprawiło, że była to jedna z najgorszych nocy w moim życiu.
O ironio, stało się to tego samego dnia, kiedy na szlaku jakaś pani zapytała mnie, czy nie boję się sama chodzić po górach. Jej córka też nosi się z takim zamiarem, a ona, jak każda matka, się martwi. Zapewniałam ją, że to wspaniałe przeżycie i bezpieczne, jeśli robi się to z głową.
Czy jeszcze kiedyś pojadę w Góry Opawskie? Raczej nie. Ciekawi mnie czeska strona, ale ze względów logistycznych i po nocnej traumie Opolszczyznę sobie raczej podaruję. Doceniam jednak krajoznawczy aspekt Korony Gór Polski i to, że w pewne miejsca ten jeden raz w życiu trafię.
Informacje praktyczne
- dojazd z Nysy do Głuchołaz – 6,50 zł; rozkład można sprawdzić wcześniej na stronie e-podroznik.pl, oprócz PKS-u kursuje też jedna firma prywatna
- dojazd z Prudnika do Opola – 15 zł PKS-em, ale połączeń w weekend jest bardzo mało
- nocleg w schronisku pod Biskupią Kopą – 40 zł, są zniżki na legitymację PTTK i dla honorowych krwiodawców; ja dostałam w tej cenie jedynkę, pewnie dlatego, że byłam sama, a pokój akurat był wolny
WRZESIEŃ 2019