Tydzień w Bolonii i okolicach stanowił przede wszystkim ucztę dla duszy. Oczywiście były pizze i espresso, przede wszystkim jednak karmiłam się włoską sztuką, architekturą i historią. Rozumiem nawet znajomego mojego gospodarza, który na początku nie chciał rozmawiać po angielsku, twierdząc, że to barbarzyński język, i że on sam jest bardzo dumny z włoskiej kultury. I nie miało to podtekstu nacjonalistycznego, a po angielsku w końcu porozmawialiśmy.

Po centrum Bolonii można włóczyć się godzinami, ciesząc się przestrzenią na Piazza Maggiore, gubiąc w plątaninie wąskich uliczek, zaglądając do licznych kościołów. Nawet deszcz nie jest dużą przeszkodą, bo chronią przed nim podcienie ciągnące się wzdłuż większości budynków.

Lubię łączyć zwiedzanie typowych atrakcji turystycznych z mniej oczywistymi miejscami. Oprócz ścisłego centrum zawsze staram się zobaczyć inne części miasta, gdzie toczy się zwykłe życie. Ale na początek jednak la Piazza, gdzie przy okazji można wziąć mapę z informacji turystycznej w Palazzo Re Enzo i zajrzeć do bazyliki San Petronio. Jej fasada nigdy nie została ukończona, ale wnętrze robi wrażenie swoim ogromem. Paręset metrów od płn.-wsch. rogu placu stoją charakterystyczne dwie wieże – Garisenda i Asinelli, które dawniej służyły do obserwacji i szybkiego ostrzeżenia przed wrogimi wojskami, ale były też wyznacznikiem statusu budujących je rodzin. Pod koniec XII wieku stało ich około 100, obecnie zostało zaledwie 12.

Trasa z mapki wiedzie przez najważniejsze miejsca: Muzeum Archeologiczne – warto zajrzeć do środka, nawet jeśli nie macie ochoty na zwiedzanie wystawy; Bazylikę San Domenico, której wnętrze mnie oczarowało; urokliwy plac Santo Stefano ze swoją kościołem zbudowanym w stylu romańskim, tak różną od pozostałych, które zwiedziłam, a właściwie nie jednym kościołem, ale kompleksem siedmiu. Wieczorem można zapuścić się do części studenckiej przy via Zamboni i Piazza Verde czy kawałek dalej przy via Mascarella. Zmęczona wyjazdami nie doświadczyłam weekendowego życia nocnego, ale słyszałam, że w tej części dzieje się dużo.

Miałam to szczęście, że trwał akurat festiwal fotografii związanej z przemysłem i pracą, organizowany przez lokalną fundację MAST. 14 lokalizacji, 14 różnych artystów – część wystaw robiła wrażenie nie tylko ze względu na piękne czy poruszające zdjęcia, ale też właśnie miejsca, w których się odbywały. Dookoła fotografie, nad głowami freski. Podczas poprzedniej wizyty w Bolonii odwiedziłam Muzeum Sztuki Współczesnej, tym razem odbywała się tam jedna z festiwalowych wystaw. Na lekcję z historii wybrałam się zaś do Pinacoteki przy via delle Belle Arti, gdzie podziwiać można dorobek kilku wieków sztuki włoskiej – od pozłacanych dzieł sakralnych z XIII w. po obrazy z późnego baroku, głównie twórców związanych z miastem.

Po więcej sztuki współczesnej i przy okazji na zwiedzanie nieturystycznej części Bolonii warto pojechać na zachód, do wspomnianej wcześniej siedziby fundacji MAST oraz Centrum Kultury Opificio Golinelli, gdzie stoi także gratka dla fanów architektury – nowy pawilon poświęcony połączeniu sztuki i nauki z charakterystycznymi sześcianami, zaprojektowany przez Mario Cucinella Architects.

Bolonia uznawana jest za stolicę włoskiego street artu i chociaż poległam w kwestii zebrania zdjęć, to z tych, które mam z obu moich pobytów, przygotowałam taką fotoopowieść.

Stolica regionu Emilia-Romania stanowi też świetną bazę wypadową do innych miejscowości – w ciągu pół godziny do godziny można się dostać regionalnym pociągiem do uroczej Ferrary czy Modeny, nie wydając przy tym majątku. Nieco więcej kosztuje dojazd do Florencji, ale tam lepiej spędzić więcej niż jeden dzień. Trochę większym wydatkiem będzie podróż do Mediolanu albo Wenecji, ale bilet kupiony z wyprzedzeniem może być dość tani.

We Włoszech łatwo jest przytyć, uważajcie. Nawet te proste dania są przepyszne, chrupiące pieczywo, pizza, lody! W czasie tego pobytu poznałam smak chinotto, tzw. włoskiej coli, ale z delikatnym kwaśno-gorzkim posmakiem uzyskiwanym dzięki ekstraktowi z lokalnej odmiany mandarynek o tej samej nazwie.

This slideshow requires JavaScript.

W liceum przez 4 lata uczyłam się włoskiego, trochę przez przypadek i pewnie dlatego szybko się zniechęciłam. Zresztą później i tak nie było go gdzie używać. Teraz żałuję, ale coś w głębi pamięci zostało, włoski wydawał mi się tak znajomy. Zresztą zawsze uwielbiałam jego brzmienie, melodię. Może do niego wrócę. Ciao!

Informacje praktyczne:

  • dojazd – z Polski do Bolonii można się dostać liniami Ryanair z Warszawy Modlina (mnie udało się polecieć w obie strony za 160 zł), Krakowa i Wrocławia albo Wizzair z Katowic;
  • dojazd z lotniska do centrum – co ok. 10 minut sprzed wyjścia odjeżdża Aerobus, który dowiezie was pod dworzec główny, bilet można kupić w automacie na przystanku, koszt 6;
  • komunikacja miejska – dobrze rozwinięta sieć autobusów, bilet na 75 minut kosztuje 1,3, do kupienia w tzw. tabacchieriach, czyli małych sklepikach z papierosami i innymi drobiazgami, albo supermarketach; w ostateczności w każdym autobusie znajdziecie automat, ale to oznacza koszt 1,5. Bilet całodniowy 5. Drzwi oznaczone są jako wejście – entrata (na ogół pierwsze i ostatnie) oraz wyjście – uscita i tak należy z nich korzystać, żeby usprawnić wsiadanie i wysiadanie;
  • kawa – cafe oznacza espresso i polecam poczuć włoski klimat i styl picia kawy właśnie przy małej filiżance czarnego napoju. Jeśli jednak będziecie chcieli większą kawę, poproście o caffè lungo albo americano lub o kawę z mlekiem.

LISTOPAD 2017

Leave a comment

%d bloggers like this: