Od lat myślę o tym mieście jako o moim miejscu, trochę jak o nieszczęśliwej miłości, bo choć wiem, że jesteśmy sobie pisani, to wciąż dzieli nas te 600 kilometrów. To miasto eklektyczne, wielokulturowe i choć rodzimi mieszkańcy narzekają na zmiany, na turystów wciąż działa magia miejsca otwartego, pełnego luzu. Berlin.

Pobytów tam przy okazji rodzinnych wczasów w NRD nie pamiętam, jednak od kiedy pojechałam do Berlina po raz pierwszy w pełni świadomie, w czasie studiów, staram się być tam przynajmniej raz w roku. Myślę, że Berlin nie reprezentuje Niemiec jako całości, to takie trochę państwo w państwie, a może po prostu cecha stolic czy dużych miast, które przyciągają ludzi z całego świata, a ci pomagają tworzyć atmosferę danego miejsca.

Wpadałam tu na weekend, na koncert, na pierwszomajowe demonstracje czy na 10-dniowy pobyt z rowerem. Przyjeżdżałam, żeby spotkać się ze znajomym ze Stanów albo po prostu żeby pooddychać berlińskim powietrzem i dokupić herbaty w bio-shopach, popatrzeć na ludzi, którzy chodzą boso albo jeżdżą na zdezelowanych rowerach i przy tym poczuć, że to wszystko do siebie pasuje.

Spałam u znajomych, na squatach i u ludzi z Couchsurfingu. Jeśli kiedyś wreszcie się tam przeprowadzę, to z pewnością będę się czuła jak w domu.

W Berlinie mam swoje przetarte trasy, chociaż lubię się też gubić – tak, to wciąż możliwe. Mam miejsca, w których czuję się najlepiej i które staram się regularnie odwiedzać, albo chociaż obok nich przejść.

Friedrichshain i Kreuzberg

Moje ukochane dzielnice. Mogę przyjechać do Berlina i spędzić czas tylko w obrębie tych dwóch dzielnic, ale nie wyobrażam sobie pobytu, w czasie którego nie zajrzałabym do nich w ogóle.

Jeden z licznych house projects w dzielnicy Friedrichshain

Wszechobecne house projects z kolorowymi elewacjami i wywieszonymi transparentami, knajpki, sklepy tureckie z mnóstwem skrzynek wypełnionych owocami i warzywami. Murale, wlepki, plakaty, kolejne warstwy zaczynają się łuszczyć. Niby bałagan, ale przytulny.

Na pewno w ostatniej dekadzie sporo się zmieniło. Berlin boryka się z problemem gentryfikacji, czynsze idą w górę, a miejsce małych sklepików zajmują siedziby banków. Kolorowe i wolnościowe dzielnice przyciągają ludzi z całego świata, popyt przewyższa podaż; jeśli dzięki umowie na wynajem mieszkania podpisanej kilka lat temu ktoś nie zabezpieczył sobie dachu nad głową, prawdopodobnie coraz trudniej będzie go znaleźć właśnie tutaj. Centrum życia studenckiego i artystycznego przenosi się gdzie indziej, trochę dalej od centrum, trochę dalej od tych modnych miejsc. Może w stronę Neukölln. Ale dla mnie wciąż tkwi tutaj urok, wciąż lubię robić obchód znajomymi ulicami między trasą S-bahn, Warschauer str., Frankfurter Allee i Gurtelstr., zazwyczaj zahaczając o Boxhagener Platz, zwany pieszczotliwie Boxy.

Sklep rowerowy i kawiarnia Keirin (edit: w marcu 2018 r. Keirin zostało zamknięte na stałe)

Uwielbiam rowery. Kocham wolność, którą czuję, jadąc ulicami miasta, niezależność. Zdarzyło mi się zwiedzać Berlin na rowerze – spędziłam tam wtedy półtora tygodnia, spałam u czterech różnych osób w czterech różnych dzielnicach i poznałam wtedy to miasto pewnie tak, jak nigdy nie pozna go wielu mieszkańców. A z tej miłości zawsze wypatrzę rower wyjątkowy, rower z miękkim kołem (niczym zegary z obrazu Salvadora Dalí), ale i miejsca takie jak Keirin. To warsztat i sklep rowerowy połączony z niewielką kawiarnią.

Stara siedziba sklepu i warsztatu rowerowego Keirin

Pierwsze kroki kieruję zawsze do części warsztatowej, żeby popatrzeć na piękną białą ramę w kolorowe grochy z limitowanej serii firmy Colnago. Nie raz zastanawiałam się, jak długo musiałabym zbierać te 20 tysięcy na to cudo, do czasu gdy okazało się, że jednak chodzi o euro. Nadal więc wzdycham podczas wizyt, ale wystarcza mi pogawędka przy barze i pita przy blacie kawa. Jeszcze kilka lat temu, w czasach, z których pochodzi to zdjęcie, Keirin zajmowało całkiem dużą przestrzeń, niestety podwyżka czynszu zmusiła ich do rezygnacji ze sporej części. Od paru lat zajmują więc tylko lokal po prawej stronie.

O historii tego miejsca tutaj opowiada były właściciel.

Muzeum Bauhaus

Uwielbiam bryłę tego muzeum. Zaprojektował je Walter Gropius, założyciel uczelni artystycznej Bauhaus. W zamyśle ten kierunek miał łączyć sztukę, w tym architekturę, z funkcjonalnością. Ta ostatnia zepchnęła na dalszy plan formę i wygląd. Zatarła się różnica między artystą a rzemieślnikiem, ponieważ najistotniejsze stało się to, na ile dany przedmiot będzie praktyczny. Bryły, meble, dodatki są zachwycające w swej prostocie.

Muzeum Bauhaus w Berlinie

A przy okazji: w 2019 r. 100-lecie Bauhausu, więc na pewno szykuje się sporo ciekawych wydarzeń.

edit: Jednak z okazji tej okrągłej rocznicy nie będzie więcej wydarzeń. Wręcz przeciwnie. Potraktowano to jako okazję do remontu główny budynek został niedawno zamknięty z powodu remontu, ale w nagrodę zostanie dobudowana kolejna część. Ponowne otwarcie jest przewidziane na rok 2022, a póki co część kolekcji można zobaczyć w tymczasowej lokalizacji przy Knesebeckstraße 1-2.

Galeria C/O

To najmłodsze odkrycie, zaledwie z zeszłego roku. Stęskniona kultury po 3-miesięcznym pobycie w Norwegii, sprawdzałam wszystkie plakaty w poszukiwaniu czegoś ciekawego. I tak trafiłam do Galerii C/O przy Hardenbergstraße. Na dwóch poziomach gościły 3 różne wystawy: czarno-białe zdjęcia Josefa Koudelki, fotografie produktowe Hansa Hansena i zbiór prac kilkorga artystów skupiających się wokół tematu iluzji optycznej.

Na parterze znajduje się sklep z książkami i gadżetami, bardzo trudno nie wydać tam pieniędzy, oraz kawiarnia.

Nie pamiętam pochodzenia wielu zdjęć przechowywanych na dysku, nie pamiętam, gdzie dokładnie były zrobione, więc z wybranych, tych, które najwięcej dla mnie znaczą, powstała ta fotoopowieść.

2009 – …

Leave a comment